Koop 10 boeken voor 10 € hier!
Bookbot

Sławomir Galicki

    Polowanie
    Ja, podchorąży
    • Autor był żołnierzem zawodowym całe dwadzieścia osiem lat i dwa miesiące. Jest dumny, mimo że w latach, o których jest ta opowieść, mówiono o żołnierzach różnie, uważając za opokę systemu; w latach jego młodości, zwanego Polską Rzeczypospolitą Ludową (PRL), która obecnie – słusznie czy nie – traktowana jest jako Polska drugiej kategorii, w niektórych kręgach nawet jako czas zbrodni i tortur. Dla nich, młodych ludzi, którzy zdecydowali się przywdziać mundur podchorążego, innej Polski nie było. Socjalistyczna czy nie – była ich ojczyzną. Czy gotowi byliby oddać za nią życie? Gdyby była taka konieczność – z pewnością!!! Gdzieś tam czuwał Wielki Brat, gdzieś myślano, układano plany. Ich zadanie było proste – musieli być gotowi jako broń ostateczna, wyrobiona ideologicznie, pewna i niezawodna, jak turecka piechota – janczarzy. I tak podchorążych wyższych szkół oficerskich postrzegano jako janczarów PRL. Na początku drogi mundur był dla wielu z nich ostatecznością. Tak było. Nie wiadomo, ilu z nich, w Koszalinie, trafiło do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Obrony Przeciwlotniczej imienia porucznika Mieczysława Kalinowskiego z przekonania, z miłości do munduru i tym podobnych pobudek. Jednego wszak autor jest pewien – początki wojskowej drogi dla większości z nich były podobne: nieudany start na studia, groźba służby w wojsku, o której to wówczas krążyły prawdziwe (nie te dzisiejsze) legendy, przerwane studia, chęć znalezienia sobie miejsca w życiu za wszelką cenę, nawet poniżającej ksywy „zlew”.

      Ja, podchorąży
    • Przyroda zawsze znajdzie sposób, by się obronić. Członkowie koła łowieckiego usiłują rozprawić się z grasującymi w okolicy kłusownikami. W tym celu Stach razem ze swoimi młodymi pomocnikami instaluje w lesie kamery. Wkrótce okazuje się, że pośród drzew pojawia się dziwna postać, której nikt z myśliwych nie jest w stanie zidentyfikować. Seria trudnych do wytłumaczenia zdarzeń utwierdza członków koła w przekonaniu, że dzieje się coś, na co kompletnie nie są przygotowani. A kiedy uznany za zaginionego kilkunastoletni chłopak odnajduje się w zagadkowych okolicznościach, nie pamiętając zupełnie niczego z czasu, który spędził w lesie, sprawą zaczyna interesować się policja i media Łowczy jakby nie słyszał nieśmiałego pytania. Mówił do siebie, do Michała, do lasu. Zwierzę oddaje nam siebie i przechodzi do krainy wiecznych łowów. Trzeba mu podziękować za ofiarę i za życie w lesie, za to, co przez to życie dla lasu zrobiło, ile swoich genów przekazało dalej, za to, że tu było i że mogliśmy się z nim tyle razy spotykać. Dziękujemy Hasaj w spokoju na łąkach świętego Huberta. Mówiąc to, łowczy wsunął w pysk rogacza zieloną gałązkę i położył rękę na jego karku. Żebyś nie był głodny na początku tej drogi.

      Polowanie