Jozef Mackiewicz creëerde proza met een onwrikbaar realisme, gelovend dat geen enkel onderwerp taboe was. Zijn geschriften duiken diep in de harde realiteiten van het leven onder bezetting, leggen de waarheden van communistische wreedheden bloot en onderzoeken complexe geloofsvragen. Na jaren van undergroundcirculatie beleeft zijn werk een opmerkelijke revival, hoewel juridische complexiteiten het schaars maken in Polen. Mackiewicz' vertelstem wordt gekenmerkt door zijn rauwe eerlijkheid en zijn bereidheid om de donkerste aspecten van de menselijke ervaring te confronteren.
Cesta nikam je první částí válečné dilogie o osudech pohraničních polsko-litevských území. Její význam značně překračuje rámec žánru historického románu, faktografický obsah a psychologická propracovanost postav ji vyvyšuje nad ostatní díla, jež se snaží popsat sovětizaci Polska a Litvy.
Hlavní postava Paweł je novinář žijící nedaleko Vilniusu, jenž se snaží vyhnout kontaktu se sovětskou ideologií všemožnými způsoby, například pohroužením do práce při kácení lesa či povozníka. Svůj život odmítá přizpůsobit požadavkům komunismu. Proto opovrhuje bývalým přítelem Karolem, jenž přijal úlohu vykladače marxismu-leninismu. Proto byl vyslýchán NKVD a i přes pohrůžku deportace do pracovního tábora odmítl podepsat spolupráci s režimem.
V Cestě nikam Mackiewicz zobrazuje zrod homo sovieticus, jenž je způsoben všudypřítomným strachem.
Po niebie ciągnęły odwilżowe chmury. Na tle ich monotonnie przepływającej
masy, tknięty został obrazem, który dojrzał, a który właściwie nosił w oczach
od paru ostatnich lat przebywania w opanowanej wojną Europie: Obok świętego o
wzroku z wiarą utkwionym w niebo, stał drugi bez głowy; olbrzymie anioły dmące
w olbrzymie fanfary jakowyś hymn triumfalny do nieba, dęły go w dalszym ciągu,
choć jeden miał tylko pół trąby, a drugi leciał w ogóle bez rąk. Dumna postać
na podniebnej krawędzi, wznosząca się z harfą, nie miała strun, lewej piersi,
nosa i wszystkich palców u prawej nogi. Nad kompletną ruiną pewnego dachu
pozostała tylko figura składająca ręce do nieba; ongiś wskazywała ludziom na
dole kierunek, do którego winni dążyć, ale co robiła w tej chwili, gdy
wszystko co najgorsze przychodziło z tego podniebnego kierunku? Żadna,
najśmielsza karykatura nie potrafiłaby chyba dosadniej uzmysłowić w kamieniu
śmieszności tej architektury obliczonej na łączność z niebem, które dziś
łamało aniołom skrzydła, świętym głowy, wieżom krzyże, i dekonspirowało niemoc
symboliki. Koń na pomniku miał oderwane tylne nogi, tak że rycerz siedział
tylko na jego dwóch przednich; lew był bez ogona, satyr bez brzucha, pałac bez
dachu, kościół bez kopuły. Przypomniał sobie widzianą w jakimś piśmie
fotografię kościoła w New Yorku, który ze swoją kilkupiętrową wieżą, wyglądał
cudacznie, zabudowany wokół przez kilkunastopiętrowe drapacze. W ten sposób
wieża ta wskazywała właściwie nie niebo, lecz świecącą reklamę kaloszy.
Opanowanie podniebnych wysokości, myślał, musi wpłynąć chyba na zmianę
dotychczasowego wyrazu wszystkich architektur świata. Bo jeżeli kamienny anioł
trąbić będzie do samolotu, który obrywa mu bombą skrzydła, sprowadzi ten wyraz
do symbolicznego paradoksu. Józef Mackiewicz